sobota, 30 stycznia 2016

"Chłopiec i pies" Wendy Holden

Dzień dobry!
Dawno nie pisałam recenzji, lecz ostatnio przeczytałam bardzo ciekawą książkę i muszę się tym z Wami podzielić.

Znalezione obrazy dla zapytania chłopiec i pies recenzja na bloguUwielbiam biografie i książki z życia wzięte, pisane na faktach. I taką jest właśnie książka pt. "Chłopiec i pies".Wendy Holden .

Kiedy zaczęłam czytać, to nie potrafiłam się od niej oderwać. W pierwszym rozdziale przedstawiona jest tragedia młodego psa rasy  anatolian. Szczeniak został przywiązany do torów kolejowych, w miejscu gdzie jeździ najwięcej pociągów.  W wyniku poturbowania przez pociąg ma zmiażdżoną jedną nogę i ogon. Tak na prawdę nie powinien przeżyć. Jednak cudem odratowany i przewieziony do szpitala weterynaryjnego. Psy tej rasy uchodzą za groźne i niebezpieczne, tak więc każdy się dziwi, że ów bohater w sposób tak łagodny poddaje się leczeniu i przyjaźnie traktuje ludzi.  Któż jednak chciałby mieć w domu kalekiego olbrzymiego psa? tak więc bezdomny E10 jak go tam nazywali skazany był na uśpienie.  (choć wiedziałam, że tak się nie stanie, płakałam jak bóbr). Pewnie by się tak stało, ale po psa zgłosiła się pewna rodzina, która potrzebowała przyjaciela dla swojego niepełnosprawnego synka. 

Owen choruje od urodzenia na bardzo rzadką chorobę genetyczną.   Zespół Schwartza-Jampela 
to bardzo ciężka i nieuleczalna choroba.  Mały Owen jest bardzo nieśmiały, potrafi otworzyć się tylko przed znanymi sobie osobami. Mieszka z tatą i macochą, choć jego mama ma z nim bardzo dobry kontakt.  Wszyscy ze zdziwieniem patrzyli na budzącą się przyjaźń między olbrzymim psem o trzech łapach nazwanym przez domowników Hatchi. Piękne to i wręcz nie możliwe, że mały chory chłopiec zaprzyjaźnił się z ogromnym i właściwie to niebezpiecznym psem. Widać, że oboje tej przyjaźni i miłości potrzebowali. Dzięki Hatchiemu Owen bardzo się zmienił, nabrał pewności siebie i stał się bardziej otwartym dzieckiem.

Książka urzekła mnie od okładki, na której jest zdjęcie Owena i Hatiego.  Nie jest ona gruba. Każdy rozdział rozpoczyna się jakimś cytatem słynnych ludzi i to, co bardzo lubię pisana jest przejrzyście i druk jest duży.

Bardzo się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać. Choć wiedziałam, że historia ta musi dobrze się skończyć, to nie raz czytając sięgałam po chusteczki.  Kocham zwierzęta i nadal, choć wiem, że piesek trafił w dobre ręce, to zastanawiam się jak człowiek mógł zrobić mu taką przyszłość - zostawić na torach czyli skazać na cierpienie i śmierć.

Chłopiec i pies
Wendy Holden
Amber 2015
224 strony
 





środa, 27 stycznia 2016

Spotkanie z dziećmi

Witam Was serdecznie!!

Moi drodzy jak zawsze bardzo serdecznie Wam dziękuję za to, że jesteście, to jest niezmiernie miłe i bardzo dla mnie ważne.

U nas ferie zimowe mają się ku końcowi. Dzieci mogły wolny czas spędzić ciekawie, podczas codziennych zajęć w bibliotece. Jako, że ja jestem tam wolontariuszką, to wczoraj prowadziłam z nimi zajęcia. Szczerze, specjalnie tremy nie miałam. Jednym minusem było to, że od kilku dni trzyma mnie jakiś wirus (przeziębienie), którego konsekwencją jest chrypka i osłabienie. Tak też wczoraj byłam w kiepskiej formie, ale dałam rady!

Najpierw z bibliotekarką pousadzałyśmy dzieciaki na krzesłach, a potem zaczęłam opowiadać o sobie i o życiu z niepełnosprawnością. Pytałam też dzieci, co to jest niepełnosprawność i (dzieci z klas 1-3) choć to małe dzieci otrzymałam kilka ciekawych odpowiedzi.  Opowiadałam też, że nie można się z nas śmiać, że trzeba pomagać, że każdy z nas w pewnej chwili życia może stać się osobą niepełnosprawną. Dużo czasu też zabrało mi opowiadanie o moich kochanych warsztatach terapii zajęciowej, po czym z YouTube puszczałam filmik właśnie o tej placówce.  Tłumaczyłam dzieciom też, że i dzieci niepełnosprawne mogą się bawić i cieszyć tak jak one.

Po pogadance był czas na zadawanie pytań, ale troszkę dzieci się wstydziły i nic z tego nie wyszło. To przeszłam do zabawy w niewidomego - każde z dzieci miało zawiązane oczy i musiało odgadywać co to za przedmiot trzyma w dłoniach. Było z tym wiele śmiechu i zabawy, bo do odgadnięcia m.inn. była świeczka, jabłko, widokówka, ekspresówka herbaty, linijka, długopis, książka, wełna i inne.

Później było to, co tygrysy lubią najbardziej czyli ilustracja do dzisiejszej pogadanki. Powiem, że myślałam, że będzie gorzej. Jednak maluchy sobie świetnie poradziły rysując osoby na wózku, o kuli, czy z zabandażowaną ręką.

Na końcu dzieci dostały ode mnie pyszne cukierki, co już na dobre wszystkim poprawiło i tak dobre humory.

Jestem szczęśliwa, że mogłam takie spotkanie poprowadzić, choć żałuję, że tak źle się czułam.  Myślę, że może kiedyś uda mi się to zrobić ze starszymi dziećmi.

Dziś czuję się już dużo lepiej :-).
Przesyłam serdeczności!!

niedziela, 24 stycznia 2016

Czas kolędowania

Dzień dobry!!
Drodzy czytelnicy bardzo serdecznie witam Was w kolejnej notce. Ja ogromnie dziękuję Wam za wszelkie komentarze, jesteście kochani. Cieszę się też, że z kilkoma osobami udało mi się zawrzeć znajomości e-mailową. Może to będzie krótka przygoda, może przerodzi się w głębszą znajomość - czas pokarze!

Choć mija miesiąc od najpiękniejszych świąt jakimi jest Boże Narodzenie, to nadal w parafiach trwa kolęda duszpasterska. Zazwyczaj polega ona na tym, że księża odwiedzają parafian w domu, święcą obejścia, jest krótka modlitwa, rozmowa, oczywiście koperta, błogosławieństwo. A to wszystko odbywa się w uroczystej serdecznej atmosferze. W tym roku nasz proboszcz wymyślił kolędę w kościele. Polegała ona na tym, że wyznaczone ulice w danym dniu miały uroczystą mszę świętą. Najpierw była modlitwa  i pokropienie wodą święconą, po czym odbywała się uroczysta msza święta, podczas niej było kazanie, które dotyczyło danej ulicy (tzn niektórych, bliżej znanych księdzu osób). Po mszy uroczysta Koronka do Bożego Miłosierdzia i indywidualne błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Podczas tego błogosławieństwa oczywiście do koszyczka każda rodzina wrzucała kopertę i brała obrazek i książeczkę. W tej książeczce znajdowała się przemowa biskupa do diecezjan oraz koperta na daninę kolędową na rzecz parafii. Fakt, że planowany jest remont naszego zabytkowego kościółka, ale  u nas i tak w każdą drugą niedzielę miesiąca zbierane są datki na potrzeby tego remontu. Czyli - chce podwójną, a w zasadzie potrójną kasę (bo i już każdy dał kopertę + datki co drugą niedzielę + jeszcze danina kolędowa).

Nie wiem co o tym sądzić. Z jednej strony uważam, że to było piękne i uroczyste przeżycie. Ksiądz nie chodził po domach. I tak nigdy nie bawił długo, tylko błogosławieństwo, koperta chwila bezsensownego gadania, i pożegnanie. Ale z drugiej strony - taka kolęda domowa to tradycja, zawsze jest też to piękna choć krótka chwila, zawsze jest błogosławieństwo domu. No i po za tym pewnie niejedni parafianie by się burzyli, że za kopertę, dostali drugą :-). Nie wiem co o tym sądzić?

Co Wy sądzicie o takim typie kolędy duszpasterskiej?
Pozdrawiam serdecznie - Wasza trochę zakatarzona Iva

środa, 20 stycznia 2016

I jak tu nie wierzyć?

Kochani!

Witam Was bardzo serdecznie i na samym początku bardzo dziękuję za wsparcie. Tyle komentarzy, tyle odwiedzin i dobrych myśli - kochani jesteście!!

U mnie tak już jest, że smutek tzn dół sobie przychodzi sam znienacka i czasem trwa kilka godzin, czasem kilka dni. Chwilowo jest dobrze. Najgorsze są ranki kiedy to budzę się i...nie mam weny co ze sobą począć, ubieram się, bo tak trzeba, myję, bo tak trzeba itp. Kiedy jeździłam na WTZ to wszystko musiałam zrobić, bo wiadomo bez tego nie było :-) i do tego w miarę szybko. A teraz jest taka pustka, brak celu.

Dlatego jakbym mogła komuś pomóc w prowadzeniu bloga, czy fanpage, czy coś dla kogoś zrobić, to byłoby mi niezmiernie miło bo czułabym się potrzebna, doceniana.

W ostatniej notce pisałam, że zginął najmniejszy z moich kotków, moja maskotka. Już w piątek wieczorem go nie było. Całą noc przepłakałam i modliłam się(choć wiem, że mieszkam blisko ulicy i różnie może być) aby Rudi wrócił. Miałam nadzieję, że w sobotni poranek powita mnie swoim mruczeniem - niestety. Już pogodziliśmy się, że ktoś go ukradł, czy gdzieś poszedł. Bo zwłok nigdzie nie było widać. Jednak jeszcze prosiłam Pana Boga aby sprawił cud. W sobotni wieczór pozostałe kociaki były w domu i szłam z tatą, by je wynieść na noc do szopy i dać im jeść. Już na korytarzu usłyszeliśmy pod drzwiami przeraźliwe miauczenie, myślałam jednak, że to ich mamcia Kicia przyniosła jakiś smakołyk i tradycyjnie je nawołuje. Kiedy otwarłam drzwi moim oczom ukazało się kocię półtora nieszczęścia. Zmoczony, głodny, zmarznięty i stęskniony mój najdroższy zwierzaczek.  Nie trzeba było namawiać a już był w domu wtulony w moją kamizelę, już mruczał i ocierał się, szczęśliwy i kochany. A ja miałam oczy pełne łez ze wzruszenia, że się znalazł, że jednak cuda się zdarzają. Trzeba tylko wierzyć i ufać Panu Bogu. Fakt, że czasem mam załamanie wiary, czasem mam dosyć Kościoła i wszystkiego co tego dotyczy. Jednak kiedy zdarzają się takie drobne incydenty to jak tu nie ufać i nie wierzyć Bogu?


piątek, 15 stycznia 2016

:-((

Kochani moi!

Witam Was bardzo serdecznie w kolejnej notce i ogromnie bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze i w ogóle za odwiedziny.

Mija kilka dni od mojej ostatniej notki, ja kocham pisać, mogłabym częściej to czynić, ale tak na prawdę często nie mam o czym. Wiadomo, tematów wokół jest sporo, ale u mnie ostatnio taka jakaś nicość nastała, że nie wiem co zrobić, aby dojrzeć te piękne chwile. Ha, kiedyś Was tego uczyłam (stary blog) a teraz, sama ich nie widzę, choć wiem, że są.

Ja dwa dni w tygodniu chodzę na wolontariat do biblioteki i to na prawdę sobie cenię, bo czuję się doceniana, potrzebna. I choć to tylko dwie godziny, to , te dni mi jakoś pozytywnie mijają. Natomiast pozostałe - jak nie wiem, nie mam żadnego celu, nie mam potrzeby ubrania się, ogarnięcia, poczytania itp. Wiele rzeczy robię bo po prostu muszę, ale tak na prawdę...czuję taki smutek, tak bardzo mi brakuje warsztatów, choć to już trzeci miesiąc jak w domku jestem i powinnam się przyzwyczaić. Fakt, wszystko mam i kochanych rodziców obok siebie. Teoretycznie nie powinnam narzekać. Ale przyszedł jakiś kryzys kiedy wszystko nudzi, smuci, nic nie interesuje. Tak się cieszyłam na nowe kolorowanki, które dostałam na Gwiazdkę, teraz nie cieszy mnie kolorowanie. Nie wiem co to jest? Moi rodzice tylko pytają co mamy robić? a mi brak towarzystwa, odskoczni...

Przepraszam, obiecałam sobie kiedyś, że nie będę marudzić, bo mało kogo interesują moje smutki, ale nie potrafię. Często udaję, że jest ok, że czymś się zainteresowałam, jednak, kiedy nikt nie widzi z oczu płyną łzy. 

A jeszcze dziś mój najmniejszy kociak Rudi gdzieś się zapodział, mam tylko nadzieję, że nic mu się nie stało, że wróci.

Pozdrawiam Was kochani i do kolejnej (mam nadzieję, że lepszej) notki.

wtorek, 12 stycznia 2016

WOŚP

Dobry wieczór!

Na początku bardzo serdecznie dziękuję Wam za to, że czytacie i komentujecie moje notki. Ogromnie mnie to raduje :-).  Za raz chce się coś działać, jak się wie, że ma się dla kogo.

Co prawda notkę na ten temat miałam napisać w niedzielę, ale jak to bywa ciągle coś i gdzieś czas przeleciał mi przez palce i nie napisałam. Jednak temat ten jest nadal aktualny. W niedzielę po raz dwudziesty czwarty zagrała wielka orkiestra ludzkich serc. Jurek Owsiak znów ze swoim sztabem wolontariuszy wyszedł na ulice polskich miast i wsi, aby zbierać pieniądze na zakup sprzętów medycznych dla oddziałów pediatrycznych i geriatrycznych, ba orkiestra grała też za granicą. Jak zawsze na poczet WOŚP można było licytować różne ciekawe rzeczy. Jednak najpopularniejsze i najprostsze chyba dla większości z nas to wrzucenie do puszki przysłowiowych kilka groszy. Szkoda, że nie w każdej wsi był sztab orkiestry. U nas na przykład nie było, ale zbierali wolontariusze z sąsiedniego miasta. To piękne, że w tą nie zawsze pogodną styczniową niedzielę chce się wyjść z domów i zbierać Szkoda jednak, że nie wszyscy popierają WOŚP. Nie rozumiem tego, przecież każdy z nas, nasi bliscy, krewni, znajomi mogą znaleźć się w szpitalu i korzystać z aparatur z czerwonym serduszkiem! Najbardziej mnie boli, że Kościół nie zezwala na terenie świątyni zbierać, dziwne, czyżby księża nie chorowali?

Przykre to, ja tam popieram, wiem, że tak nie wiele trzeba, aby zrobić naprawdę wiele!

Pozdrawiam cieplutko!

wtorek, 5 stycznia 2016

Nowy rok w toku

Dobry wieczór!!
Nowy Rok powitał nas mrozem, i to dosyć ostrym, bo ostatnio na moim smartfonie było -17 a to już nie jest mało :-). Jednak od dziś zaczyna mróz ustępować, a co za tym idzie pada śnieg. Jest biało i ślisko. Nie cieszy mnie to wcale, bo nie lubię tej białej pierzynki pokrywającej ziemię. Wiem, że to jest osłona dla roślin, ale pewnie nie jedna osoba niepełnosprawna wie, że śnieg to nic dobrego tylko kolejna bariera do pokonania.

Szkoda, że już mija ten okres świąteczny, że już co raz mniej kolęd jest emitowanych w radio. Bardzo mnie to denerwuje, że od połowy grudnia wszędzie je słychać. A teraz, kiedy faktycznie mogłyby gdzieś tam lecieć, to nie usłyszy się. Wiadomo, nie dajmy się zwariować, bo przecież nie każdy je lubi, ale ja kocham a okres ich śpiewania tak krótko trwa.

Jak wszystko pójdzie tak dobrze, jak do tej pory, to...ten rok będzie super. Aż się boję, bo tyle planów przede mną. Po pierwsze - udało mi się zarejestrować na NFZ do okulisty. To jest cud! bo w minionym roku się nie dostałam. Po za tym złożyłam wniosek na dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego, po za tym chcę iść na rehabilitację do takiego regionalnego naszego szpitala.

Najważniejsze jednak jest w tej chwili to, że umowę w bibliotece mam przedłużoną do czerwca! Kocham tam chodzić i pomagać. To jest piękne, że można coś robić, ba obcować z książkami, które bardzo lubię!

Cieszę się też, że na blogu mam nowych czytelników, to jest ogromna radość, mieć dla kogo pisać - DZIĘKUJĘ!

Uf...sporo tego, teraz biegnę kończyć rozpiskę dla dzieci na ferie zimowe - będę prowadziła pogadankę o niepełnosprawności. Trochę się boję, ale co mi tam.

Trzymajcie się kochani!

piątek, 1 stycznia 2016

2016

Kochani moi!

Witam Was w pierwszy noworoczny wieczór. Choć wczoraj miałam pisać notkę, to jednak, jak widzicie się nie udało więc dziś kilka słów podsumowań.

Kochani przede wszystkim chcę Wam bardzo podziękować za to, że jesteście! Za każdy komentarz, za Waszą obecność, za to, że i nowe osoby odwiedzają mojego bloga. To jest super, jesteście wspaniali -  DZIĘKUJĘ!! Proszę Was rozreklamujcie troszkę mojego bloga, bo ja bardzo chcę poznać Was więcej, więcej wspaniałych ciekawych blogów a co za tym idzie ich autorów. Liczę, że mi w tym pomożecie :-).

Jaki był miniony rok? Nie powinnam mówić źle, a ba cieszyć się z tego co jest, to powiem, że był to trudny rok. Po pierwsze długie dwanaście miesięcy bez mojego ukochanego labradora, trudno było, oj bardzo trudno pogodzić się z jego odejściem. Po drugie od długiego już czasu szwamkuje mi zdrowie  - bolą nogi. Mnóstwo badań, zjedzonych leków przeciw bólowych i nic, nie wiadomo gdzie tkwi przyczyna bo nogi raz bolą w jednym, raz w innym miejscu, a raz przejdę kilometry i nie bolą wcale. Denerwuje mnie już to cierpienie, ale jest przecież Pan Bóg i to jemu je ofiaruję. Po za tym musiałam zakończyć uczestnictwo w Warsztatach Terapii Zajęciowej. Był to straszny cios, bardzo to przeżyłam i nadal tęsknię, nadal jest mi ciężko. Staram się tego nie pokazywać ale tak się do końca nie da. Boję się jak to wszystko się poukłada, bo, nie jest to takie fajne i proste jak niektórym się wydaje.

Były też i radosne momenty jak wyjazd nad morze do Łazów, czy też wycieczka do Wrocławia, oraz przybłąkanie się do nas kotki w ciąży. Owocem jest pięć dorodnym mruczków. a mi zostały trzy kochane koteczki. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę opiekować się, karmić i niańczyć tyle kocich słodziaków. Po za tym, i to chyba najważniejsze - po odejściu z WTZ dostałam się na wolontariat do naszej biblioteki publicznej. Bardzo się z tego cieszę, choć moim marzeniem jest to aby tam móc chodzić częściej a nie tylko dwa razy w tygodniu. To chyba tyle z podsumowań, nie lubię ich robić, znając życie pominęłam co nieco.

Na ten Nowy Rok 
życzę Wam jakże i sobie aby był lepszy od mijającego,
aby dopisało zdrowie,
aby zmartwień było jak najmniej,
wielu ciekawych podróży
i wielu nowych blogowych znajomości (bardzo pragnę!)
wszystkiego, wszystkiego najlepszego kochani!!

Byle do przodu

 Witajcie kochani! Bardzo Wam dziękuję, za obecność na moim blogu. Wiem, mnie samej trochę mało ostatnio, ale jak nie urok to...i ze zdrowie...