niedziela, 14 marca 2021

65. Czy nieznane już poznane?

 Drodzy czytelnicy!

Witam Was serdecznie w kolejnej notce. Jest niedzielny wieczór, ja jestem już naszykowana na warsztaty. Bo to właśnie rozpoczyna się tydzień, w którym moja grupa będzie uczęszczać na zajęcia.

13 marca minął rok, od momentu gdy covid19 zawładnął naszym krajem i zadomowił się tu na nie wiadomo jak długo. Oj nie zapomnę tych dni... Nie mam pamięci do dat, ale te daty są tak wyryte w mej pamięci, że nie da się ich zatrzeć. 

Już od dłuższego czasu mówiono w mediach o tajemniczym wirusie, który zbliża się do Polski. Ja tam nie wierzyłam w te bajki, bo gdzież tam Chiny, a gdzie my...no ale mijał czas a tu 4 marca 2020 r. w zielonogórskim szpitalu potwierdzono u pierwszego pacjenta zakażenie covid19. No i z tyłu głowy obudził się strach, że jednak paskuda do nas przyszła, no ale nadal nikt nie myślał, że przyjdzie dzień gdy Polska stanie.

Nadszedł 12 marca 2020 - wtedy nie byłam na warsztatach terapii zajęciowej bo bus jechał do przeglądu, ale wszyscy uspakajali (bo nikt z nas nie lubi wolnych dni), że to tylko jeden dzień...niestety wieczorem zadzwoniła pani kierownik z informacją, że jest lockdown  i warsztaty zamknięte do odwołania. Był płacz, niepewność, strach przed nieznanym. Doszła nowa część garderoby - maseczki, Nie umiałam ich na początku nosić. Starsi już rodzice bali się jechać do miasta, do lekarza, ba strach był wyjść do najbliższego sklepu. A chorych i zmarłych wciąż przybywało. Nikt nie wiedział co to będzie, jak długo potrwa. Kiedy kuzynka mi zadzwoniła, że w jej dużym mieście w sklepach nie ma środków do dezynfekcji, ani papieru toaletowego, a o cukrze można sobie pomarzyć, to już kompletnie spanikowałam. Zamknęły się szkoły, zakłady pracy, mój tatuś ze względu na wiek i ryzyko szybkiego zachorowania musiał zrezygnować z pracy.Ja dostrzegałam to, czego do tej pory jakoś nie zauważałam. Cieszyłam się, że mam obok rodziców, że cała rodzina jest zdrowa, a po za tym doceniłam piękno budzącej się natury, czyli to, że mieszkam na wsi!.

W czerwcu ilość zachorowań spadła, i niby wszystko zaczęło wracać do normy. Tak więc i ja w reżimie sanitarnym wróciłam na warsztaty. W dobrym towarzystwie czas szybko biegnie i nim się obejrzałam nastał październik, a z nim kolejny cios- druga fala pandemii. Na szczęście to nie trwało długo i w połowie listopada znów niby wszystko wróciło do normy. 

Nadeszło przedwiośnie 2021 i znów trzecia fala nadchodzi i znów boję się, że zamkną warsztaty...że przyjdzie dłużej siedzieć w domu.

Minął rok, od kiedy covid jest wśród nas. Czy się przyzwyczailiśmy do tego? Może trochę, no bo do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nie narzekam, bo choć w kratkę ale jeżdżę na warsztaty, ale to nie wszystko, co do szczęścia jest potrzebne. Tęsknię za przyjaciółmi, rodziną, której nie widziałam ponad rok. Owszem mamy kontakt telefoniczny i to jest dobre, ale tak na prawdę to, nie wystarczy. Tęsknię za podróżami, za tym by bezkarnie wyjść z domu. Fakt i tak wychodzę, bo czy to na warsztaty, czy do lekarza, czy czasem z mamą na zakupy. Jednak zawsze na twarzy jest maseczka, a z tyłu głowy strach, czy aby nie złapałam zarazy. No bo tak na prawdę najbardziej boję się o rodziców.

Do obecności tej zarazy nie da się przyzwyczaić. Niby już teraz szczepionka niesie nadzieję, ale kto wie, co przyniesie jutro, kiedy to znów sprawdzę stan zachorowań...znów się przerażę, że odeszły kolejne ludzkie istnienia. 

Mam tylko nadzieję, że dobry Pan Bóg obroni moją rodzinę od tej śmiertelnej zarazy.

1 komentarz:

  1. Strach mój i obawa dotyczy moich Bliskich, zwlaszcza Rodziców, bo przekroczyli 75 i 80 lat🤗
    Zdrówka wypada życzyć najbardziej wszystkim, Wam także😃💖
    Pozdrowionek cieplutkich moc przesyłam🌷😊

    OdpowiedzUsuń

Byle do przodu

 Witajcie kochani! Bardzo Wam dziękuję, za obecność na moim blogu. Wiem, mnie samej trochę mało ostatnio, ale jak nie urok to...i ze zdrowie...