Bardzo Wam dziękuję, za obecność na moim blogu. Wiem, mnie samej trochę mało ostatnio, ale jak nie urok to...i ze zdrowiem problemy, ale z tym trzeba żyć, a do tego znów komputer odmawia mi posłuszeństwa a wiadomo, bez niego nie da się nic zrobić. Mam jednak nadzieję, że już będzie dobrze.
Za oknem pogoda też nie napawa do radości. No bo co z tego, że słońce co raz odważniej świeci, jednak co raz częściej otrzymuję alerty pogodowe o silnych wiatrach. No niby u mnie nie powinno się nic stać. No, ale nie powinno to dobre słowo, a tak na prawdę to nigdy nie wiadomo. Widząc w mediach to co, dzieje się w naszym kraju stwierdzam, że wszystko się może zdarzyć.
Dobrze, może nie będę marudzić, bo na wiele rzeczy wpływu nie mam. Tak więc dla Was muzyczna nutka. Ostatnio to mi w duszy gra.
W tym roku po raz 30 obchodzony był Światowy Dzień Chorego. Święto to zostało ustanowione przez papieża Jana Pawła II a przypada ono 11 lutego w święto Matki Boskiej z Lourdes. Ideą tego święta jest zwrócenie uwagi, oraz objęcie modlitwą wszystkich chorych i cierpiących na ciele jak i na duszy.Tradycją tego dnia są odprawione uroczyste msze święte, podczas których kapłan udziela Sakramentu Namaszczenia Chorych.
Tak więc i wczoraj na naszym Warsztacie było świątecznie. Oczywiście rozpoczęliśmy wszystko mszą świętą. Najpierw chętni mogli skorzystać z Sakramentu Spowiedzi Świętej. Podczas mszy został nam udzielony Sakrament Namaszczenia Chorych. I powiem Wam, że miałam szczęście już kilka razy w życiu ten Sakrament przyjmować, i zawsze, kiedy podchodzę do ołtarza, to mam łzy w oczach, ba robię wszystko by się nie rozpłakać. To namaszczenie jest takim przeżyciem, taką ogromną radością. Wszak to, jak ksiądz nam mówił, to sam Pan Jezus przychodzi do mnie, by mnie uzdrowić, wzmocnić, podnieść na duchu. Może jestem dziwna, ale ot tak to przeżywam, zresztą wiem, że nie tylko mi oczy się szkliły.
We mszy świętej brali też udział mieszkańcy Powiatowego Ośrodka Interwencji Kryzysowej, z którymi to, później mieliśmy się integrować przy kawie i cieście. No niestety marnie to wyszło. My jesteśmy zgraną grupą, a oni, cóż z jednej strony się nie dziwię, każdy ma swój nieciekawy życiowy bagaż, każdy się cieszy, że ma dach nad głową. I wydaje mi się, że ci ludzie nawet ze sobą za bardzo nie rozmawiają, a co dopiero z nami.
Mimo to uważam, że dzień był bardzo uroczysty i miły.
Jeszcze kilka słów na temat Sakramentu Namaszczenia Chorych. Kiedyś sceptycznie do niego podchodziłam, nie rozumiałam, dlaczego mam go przyjmować skoro on jest dedykowany osobom schodzącym z tego świata. Jednak wiem, że nie, że wtedy to on już nie jest potrzebny. Sakrament Namaszczenia Chorych jest udzielany osobom chorym, tak jak nazwa wskazuje. Tak jak już tu wspomniałam, to przez Niego Pan Jezus do nas przychodzi, uzdrawia, wzmacnia pociesza. Tak więc zawsze warto go przyjmować!
Witam Was bardzo serdecznie i ogromnie dziękuję za wszelkie oznaki tego, że czytacie ten mój blog. Styczeń i luty to takie miesiące kiedy mało się dzieje i wierzcie mi, niekiedy bardzo chcę Wam coś napisać, ale pomysłów na notki brak. Jeśli możecie, podpowiedzcie o czym chcielibyście u mnie przeczytać.
Jak już wspomniałam mało się dzieje. Po tygodniu postoju wróciłam na warsztaty. I cieszę się, bo jak sobie przypomnę tygodnie wolnego sprzed roku czy dwóch...no ale cóż pandemia ma swoje prawa, wirus nie pyta kiedy ma zaatakować, a atakuje najbardziej wiosną i jesienią.
Każdemu już się nudzą te pandemiczne obostrzenia typu dystans, kwarantanna, czy maseczki, a uczniowie pewnie z tęsknotą marzą o powrocie do szkół. No i pewnie już wiecie, że dziś Minister Zdrowia na konferencji powiedział, że to początek końca pandemii i czas zmniejszać te obostrzenia. Można o tym przeczytać tutaj.
Ja bym jednak troszkę uspokoiła tę radość. Hm, tak na prawdę dobrze by było, by się wreszcie to pokończyło ale spokojnie, nie ma co wariować. Najpierw powinni wrócić uczniowie do szkół. Uważam, że nauka zdalna nie zastąpi tej stacjonarnej. Mało tego przez ciągłe siedzenie przy komputerze dzieci psują sobie zdrowie.
Jednak mam troszkę mieszane uczucia. Z jednej strony ok, że będzie ona krótsza, bo znam rekordzistów, którzy ciągiem dwa miesiące zamknięci w domach siedzieli. Jednak uważam, że siedem dni to za mało. Żebyśmy byli bardziej rozsądni i po kwarantannie pozostali jeszcze kilka dni w domu dla dobra naszego i innych - ok. Jednak ludzie będą spragnieni kontaktu, a nie wierzę w to, że po siedmiu dniach covid minie.
No i wreszcie te maseczki. Też ich nie lubię, ale i mi się do nich przyzwyczaiłam. Uważam, że w sklepach, kościołach itp powinny one zostać z nami na stałe. Może już i covid nie będzie zagrażał, ale zawsze człowiek czuje się bezpieczniej, bo nikt nie będzie kichał ani pluł nam w twarz.
Jestem ciekawa jaka jest Wasza opinia na ten temat? Pozdrawiam cieplutko!!
Moi mili! Pewnie tak jak i ja, nie mogliście się tutaj doczekać kolejnych wywiadów. Tak więc dziś przedstawiam Wam niezwykłą osobę, którą jest Paulina Socka. Myślę jednak, że ona o sobie opowie najlepiej.
Proszę przedstaw się moim czytelnikom. Nazywam się Paulina i mam 34 lata. Mieszkam w przeuroczym
zakątku Pomorza Zachodniego. Tu się urodziłam i wychowałam. Tu mam większość swoich
najbliższych. Tu realizuje swoje pasje i marzenia. Dlatego już zawsze będzie to
miejsce, do którego będę wracać z ogromną radością.
Jesteś osobą niewidomą. Jeśli możesz opowiedz o tym, co
się stało, że straciłaś wzrok? Pierwsze oznaki, że coś złego zaczyna się dziać z moim
wzrokiem zauważono, gdy poszłam do szkoły. Wcześniej wszystko było w porządku.
Nauczyłam się czytać mając 4 lata i wówczas nie było dnia, żebym nie pochłonęła
jakiejś książki. Z czasem, już w szkole, zaczęłam podchodzić coraz bliżej
tablicy, by móc z niej odczytać zapisane informacje. Do tego druk w książkach
stawał się coraz mniej wyraźny. Zaczęły się więc wizyty u okulistów, później wizyty w
szpitalach i wreszcie diagnoza: to Borelioza. Kolejne wizyty w szpitalu, dodatkowe badania i kolejne
wyniki: zanik nerwu wzrokowego, uszkodzona siatkówka i na tę chwilę,
najnowsza informacja, zwyrodnienie barwnikowe siatkówki.Ale uwaga, to nie
koniec. Prawdopodobnie przyczyna może być inna. Jeszcze kilka lat temu bardzo
chciałam poznać ostateczną diagnozę, Dziś jednak nie jest mi to już potrzebne. Przyzwyczaiłam się do takiego stanu rzeczy i biorę życie
jakie jest. (uśmiech)
Trudna jest droga do samodzielności i sprawności po
utracie wzroku. Czy możesz zdradzić jak ona przebiegała u Ciebie? Bardzo trudna i każdy przechodzi ją inaczej.Najtrudniejsze dla mnie było zaakceptowanie
faktu, że nie widzę i że to się nie zmieni. Przez to długo nie chciałam wziąć
do ręki białej laski. Mieszkam na wsi, gdzie ludzie znają mnie od urodzenia.
Wydawało by się więc, że przez to powinno mi być łatwiej, a ja właśnie tego się
bałam. Pokazać znajomym, że z osoby dość sprawnej mimo słabego wzroku, stałam
się niepełnosprawną, która musi korzystać z różnego rodzaju pomocy. Przełom nastąpił, gdy w 2018 roku, na jednej z facebookowych
grup, dedykowanych osobom niewidomym, poznałam jednego wspaniałego człowieka.
To on pokazał mi, że po utracie wzroku też można żyć aktywnie. Wspierał mnie i
pomagał jak umiał. Każdy mój mały sukces cieszył nas oboje. To właśnie dzięki niemu zdecydowałam się wziąć udział w projekcie
„Kurs na samodzielność”, organizowanym przez warszawską Vis Maior. To był miesiąc intensywnej nauki. Dzięki spotkaniom z
psychologiem przełamałam bariery, które miałam w głowie i mogłam bez przeszkód chłonąć,
przekazywaną mi na zajęciach wiedzę. Udział w szkoleniu był świetną decyzją.Nauczyłam się m.in. jak prawidłowo i
bezpiecznie poruszać się przy pomocy białej laski, jak bez wzrokowo
obsługiwać komputer i jak radzić sobie z wykonywaniem codziennych czynności. To nie wszystko. Podczas tego miesiąca dostrzeżono we mnie
coś, czego ja sama dostrzec nie potrafiłam i kilka miesięcy później
zaproponowano mi pracę w Fundacji Vis Maior. Oczywiście z radością przyjęłam
propozycję. W tym roku miną 2 lata od kiedy stałam się członkiem tego
wspaniałego zespołu.
Pracujesz w fundacji "Vis maior", na czym
polega i jak wygląda Twoja praca? W Fundacji zajmuję się wieloma rzeczami. Jestem
odpowiedzialna m.in. za kontakt z beneficjentami w niektórych projektach, sporządzanie
tzw. IPD czyli Indywidualnych Planów Działania, tworzenie baz danych, a
także prowadzenie fundacyjnego profilu na Facebooku. Wiele postów, które się tam
znalazły jest mojego autorstwa. Nie mogę jednak przemilczeć tego, że jestem w
tym dzielnie wspierana przez moje koleżanki z pracy. Dziewczyny często
podsyłają mi gotowe teksty, które muszę tylko zredagować, a to jest dla mnie
nieoceniona pomoc.
Dlaczego akurat wybrałaś taką posadę? To nie ja ją wybrałam, to ona wybrała mnie (uśmiech). Ale
muszę przyznać, że wiedziała co robi. Wyobraźcie sobie, że zanim zaczęłam pracę, byłam przerażona
na samą myśl, że mam dzwonić do kogoś obcego. Układałam sobie kwestie, które
wypowiem, tworzyłam scenariusze rozmów itd. A dziś rozmowa z drugim człowiekiem
jest moją pracą (śmiech). Z dzikusa stałam się otwartą osobą, która polubiła te
rozmowy. Dzięki nim poznaję ciekawe osoby i ich historie. Nie powiem, że zawsze jest kolorowo. Taka praca niesie
ryzyko spotkania kogoś, kto będzie niemiły i opryskliwy i rzeczywiście zdarzają
mi się takie sytuacje. Na początku bardzo mnie stresowały. Długo je
rozpamiętywałam i szukałam sposobów na to, jak w przyszłości sobie z nimi
radzić. Teraz już to potrafię ale na szczęście takich sytuacji jest naprawdę
niewiele.
Czy praca ta daje Ci radość? Pomaganie ludziom zawsze sprawia radość, a właśnie to robimy
w Fundacji. Bardzo lubię te moje rozmowy z beneficjentami, tabelki i
pisanie. Największą radość jednak odczuwam, kiedy mogę puścić wodze wyobraźni.
Na szczęście, mam duże pole do popisu, podczas tworzenia postów. Ci, którzy
obserwują nasz Fanpage pewnie wiedzą, że od czasu do czasu lubimy wrzucić np.
podcasty lubnagrania z okazji jakiegoś
święta. Mam nadzieję, że naszą tradycją stanie się też bożonarodzeniowe
kolędowanie, będę o to walczyć jak lwica. (uśmiech).
Czym się zajmuje Fundacja "Vis maior"? Fundacja Vis Maior pomaga osobom niewidomym i słabowidzącym
w drodze do samodzielności.Organizowane
przez nas projekty obejmują tzw. Rehabilitację podstawową, czyli uczymy wszystkiego
tego, co jest niezbędne tuż po utracie wzroku. Na takich szkoleniach kursanci
uczą się bezpiecznego poruszania się przy pomocy białej laski, bezwzrokowej
obsługi komputera i Smartphone, czynności dnia codziennego, a także mają
zajęcia z wizażu i stylizacji. Nad wszystkim czuwają profesjonalni
instruktorzy, cudowni wolontariusze i psycholodzy. W naszej ofercie są również kursy dla osób zaawansowanych.
Podczas zajęć indywidualnych można utrwalać i poszerzać zdobytą wiedzę. Poza tym prowadzimy szkolenia dla różnego rodzaju instytucji,
jak np. szkoły, czy banki, a od niedawna działa również strona internetowa: joga w okularach.pl. można na niej znaleźć adresy szkół, które zostały przez nas
przeszkolone do pracy z osobami niewidomymi, a także podcasty i wiele innych
ciekawych materiałów. Oprócz tego szkolimy psy przewodniki, które następnie
bezpłatnie przekazujemy osobom niewidomym.W 2021 roku w
ramach realizowanego obecnie projektu szkolenia psów
przewodników, przekazaliśmy 8 psów osobom niewidomym, a w trakcie
szkolenia podstawowego i specjalistycznego jest kolejne 16 psów. Część działań realizowana jest w ramach projektów, na
które uzyskaliśmy dotacje, jednak inne nie mogłyby się odbyć, gdyby nie
darowizny. I tutaj jest serdeczna prośba - jeżeli ktoś chciałby wesprzeć nasze działania może przekazać
nam 1% podatku. Nasz KRS to: 0000 136 590. Jest jeszcze jeden prosty sposób na przekazanie nam
darowizny. Co ciekawe, nic Was to nie kosztuje. Wystarczy, że zrobicie zakupy przez serwis FaniMani. O tym, tym serwisie oraz w jaki sposób można
pomagać opowiadam w podcaście: https://fb.watch/aSlb0TeGay/
Wiem, że Twoją pasją jest śpiewanie, powiedz coś o tym. Tak. Śpiewanie jest moją największą pasją. Nie mam
wykształcenia muzycznego ale, cytując klasyka „śpiewać każdy może, trochę
lepiej, a trochę gorzej. Ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.” Wiele osób
twierdzi, że mi wychodzi całkiem nieźle więc brnę w to dalej (uśmiech). Na
scenę się jednak nie pcham. Myślę, że ludzie jeszcze nie są na to gotowi
(śmiech). A tak poważnie to brak mi pewności siebie, która na tą scenę, by mnie
zaprowadziła Póki co wystarcza mi muzykowanie w domowym zaciszu. Razem z
moim partnerem tworzymy covery, a gdy uznamy, że są dobre, publikujemy je na
yo you tube. Co ciekawe, robimy to na odległość. Najpierw on nagrywa podkład, a
później ja dogrywam do tego wokal. Ostatni etap to łączenie wszystkiego tak,
żeby współgrało. To jednak już nie moja działka.
Czym jest dla Ciebie muzyka? Muzyka to coś, co mnie relaksuje., przez co mogę wyrażać
emocje. Jest dla mnie jak woda – zbyt długo bez niej nie przeżyję.
Jakie masz jeszcze zainteresowania? Moje zainteresowania są różnorodne. Począwszy od mody, poprzez
podróże, ciekawostki matematyczne, wszechświat, aż po historie seryjnych
morderców. Ogólnie wszystko, co tajemnicze i niewyjaśnione. Na szczęście nowe technologie
umożliwiają nam rozwój tych zainteresowań.
Marzę o... podróży na Kubę.
Lubię... położyć się w ciszy, z dobrą książką i w
towarzystwie czegoś pysznego.
Denerwuje mnie… gdy ktoś próbuje narzucać mi swoje
zdanie.
Bardzo dziękuję Paulino za ciekawą rozmowę. No i cóż życzę spełnienia marzeń, oraz powodzenia!
A dla wszystkich, którzy doczytali do końca...niespodzianka:-)
" Jak nie pomagasz, to nie przeszkadzaj. Bez focha." Jerzy Owsiak
Dobry wieczór! Za oknem dziś wieje, czasem świeci słońce, czasem śniegiem sypnie, a nade wszystko leje. Ja cieszę się, że dzisiejszy dzień mogłam spędzić w domu, gdzie jest ciepło i bezpiecznie.
Jednak dziś mimo tego, że w całym kraju warunki atmosferyczne nie sprzyjają spacerom, to ok. 120 tysięcy wolontariuszy wyszło w miasta i wsie by grać w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy! W tym roku to już po raz 30 Jurek Owsiak pozytywnie zaraża nas, by grać, bo liczy się każdy grosz. A cel w tym roku szczytny - zebrane pieniążki zostaną przeznaczone na zapewnienie najwyższych standardów w okulistyce dziecięcej. Uważam, że to, tak jak i poprzednie, bardzo ważny cel.
Ja tam popieram WOŚP, bo wiem, że te pieniądze faktycznie idą na te sprzęty. Nikt nie może powiedzieć, że nie korzystał z aparatury z czerwonym serduszkiem. Mnie samej jest bardzo miło gdy podczas jakiegoś badania widzę, że ów sprzęt był ufundowany przez WOŚP.
Tak więc niech ludzie mówią co chcą, a orkiestra niech gra do końca świata i jeden dzień dłużej!!
"Nauczyłam się doceniać każdy dzień, kiedy stałam się dojrzałą
kobietą. A stałam się nią, kiedy zaczęłam sama sobie wyznaczać cele, a
nie przyjmować biernie, co przyniesie los". Dorota Katende
Drodzy czytelnicy! Witam Was serdecznie w kolejnej notce. Bardzo Wam dziękuję za to, że jesteście, szkoda, że tak mało komentarzy...ale to nic. I tak wiem, że czytacie, a to bardzo cieszy:-).
No i co styczeń za chwilę się kończy, zima taka sobie, ani śniegu, ani słońca - raczej deszcze i wiatry tak, że niestety na dwór się nie chce nosa wyściubić. Mało tego korona wirus nadal w natarciu, mówi się, że to już niby ostatnie jego podrygi, choć ja w to nie wierzę. Tyle się mówiło, że jak się ludzie po szczepią to będzie lepiej. No i co, niby już trochę nas jest nawet po trzeciej dawce, to zakażonych jest sporo tysięcy.
Ja też siedzę w tym tygodniu w domu bo na warsztatach dużo chorych. niby poprzeziębianych osób, choć tak na prawdę dziś to nic nie wiadomo. Więc staram się szukać jakichś zajęć, co by za bardzo się nie rozleniwić. Między innymi zainteresował mnie program w tv pt. "Jestem z Polski".
Emitowany jest on w TVN Style o godzinie 12.40 (wiem, że jest też wieczorem) mi ta pora akurat bardzo odpowiada. Bohaterkami są kobiety, które porzuciły rodzinny kraj i zamieszkały za granicą. Każdego dnia bohaterką jest inna dziewczyna. Opowiada ona o tym co spowodowała, że wyjechała z kraju. Mówi też o swojej pracy, życiu prywatnym, pasjach i rozrywce. W każdym odcinku pokazane są różne ciekawostki z danego kraju. Oglądałam co prawda dopiero dwa odcinki, ale jestem zachwycona. Wczoraj o swoim życiu opowiadała Patrycja mieszkająca we Frankfurcie, a dziś Paulina z Paryża. Właśnie w tym programie dużym walorem dla mnie są te ciekawostki, akcenty danych miejsc. Np dziś pokazane było jak Paulina z córką przygotowuje żabie udka. Hm, nigdy bym ich nie zjadła, ale zobaczyć czemu nie.
Podziwiam te dziewczyny za to, że odważyły się wyjechać. Domyślam się, że łatwo nie było, bo rodzina, bo przyjaciele, strach przed nieznanym, ale jednak. Postanowiły i tak się stało, często w zupełnie innym kulturowo miejscu na mapie świata są szczęśliwe, pracują, są kochane, doceniane, a nade wszystko pewne siebie!. Pewnie, wiele osób wyjeżdża za kasą, ale też wiele dla przygody, dla poznania innego kraju.
Ten weekend wielu ludziom mija pod znakiem Dnia Babci i dziadka. Niestety nie mam już tej kochanej osoby, która to zawsze cieszyła swoją obecnością, rozpieszczała, kochała... Więc Babci chciałam poświęcić tę notkę.
Niegdyś Babcia jawiła się w fartuchu lub jakieś sukni z chustką na głowie. Miałwa zniszczone ręce, zmarszczoną umęczoną twarz. Często była pochylona, czy też chodziła o kiju. Babcia nie znała pojęcia Internet, jej rozrywką były książki, bo te pamiętam zawsze u babci były, czy też plotki z sąsiadkami często przy płocie. Ja już jestem dzieckiem tv to też już pamiętam jak moje babcie lubiły oglądać choćby Dziennik na TVP1. Ich życiem jednak przede wszystkim była praca w domu i pomoc przy wnukach. Obie babcie kochały prace w ogródku, ręczne pranie...trudno się im było przyzwyczaić do wchodzących na rynek nowinek technicznych typu automat do prania. Co ciekawe kiedy ktoś miał 50, 60 lat, to już się mówiło pewnie jest dziadkiem, babcią.
Dziś świat jest zupełnie inny i nasze babcie też. Bo babcia dziś może mieć i lat 40 i 80 a jednakowo jest zadbana - dba o twarz, paznokcie, chodzi do fryzjera, modnie się ubiera. Dzisiejsze babcie korzystają z porad medycznych, Dziś babcia nie napracuje się tak dużo jak niegdyś, ma do pomocy zmywarkę, automat, robota, odkurzacz itp. Rozrywką dziadków i babć dziś są co raz to nowsze książki, telewizja z mnóstwem kanałów, a także Internet. Nie jedna babcia ma konto na Facebooku czy Mesengera, zaś smartfona - większość z nich posiada. I choć widać że osoba jest starsza, bo zmarszczek nie da się zawsze ukryć, ale żyje się jej zapewne lepiej niż w tamtych czasach.
Szkoda, że ja już nie mam babć ani dziadków. Hm, a może i dobrze, bo nie wiem, czy umieli by oni zaakceptować dzisiejsze życie i nauczyć się obsługiwać te nowinki techniczne.