Moi mili!
No i popadało dziś sporo, cieszycie się? Bo ja w sumie tak, tylko, że zmokłam w tym deszczu, to raz, a dwa, zimno się od razu zrobiło. Jednak pocieszające jest to, że od jutra cieplej! A Wam, bardzo serdecznie dziękuję za odwiedziny i komentarze. Nie bójcie się komentować, bo często słyszę słowa typu "a co tu napisać". Kochani, zawsze można skomentować, napisać co myślicie o tym o czym akurat piszę, a kiedy już nic nie myślicie (wiem, tak bywa) to choć pozdrowić! Wtedy ja wiem, że na prawdę jesteście i poświęcając chwilę na komentarz doceniacie to co piszę.
Kiedy zakładałam ten blog, obiecałam sobie,że tu będzie wszystko. I o podróżach i przepisy i recenzje no i moja codzienność. To też, ie najwięcej tej ostatniej, bo pisząc o codzienności piszę to co myślę, to co mnie otacza. A pisząc recenzję, muszę się totalnie skupić na temat przeczytanej książki aby Wam o niej opowiedzieć, ale nie zdradzić wszystkiego. A do tego napisać swoją opinię. I to dla mnie jest troszkę gimnastyką, ale nie martwcie się...już nie długo...coś będzie.
Praca na warsztatach rozkręciła się na dobre. Ja jestem w pracowni usprawniania społecznego i zawodowego. To też, między innymi uczymy się zachowań w różnych sytuacjach. I dziś pojechaliśmy do prawdziwej restauracji, nie mylić z pizzerią! Było super, choć wiadomo trochę stresu jak co zjeść, jak się zachować aby nie było wstydu. No i tak, najpierw musieliśmy wybrać z karty dania za określoną sumę, boi na to są środki przeznaczone na pracowni, potem kelnerowi złożyć zamówienie, oczekiwać no i jeść. Ja zamówiłam naleśniki z owocami i herbatę. Powiem, że danie ogromne, pięknie podane i bardzo smaczne. W sumie, każdy z naszej piątki coś innego zamawiał, to też wszystkie dania apetycznie wyglądały, i smakowały. Wyjazd był bardzo udany, ale mokry. Ponieważ idąc na autobus, tak nim właśnie jeździmy na takie wyjazdy, i idąc później do restauracji trochę zmokliśmy i zmarzliśmy. Jednak nie powiem, było warto. Fajnie, że czasem mamy takie różne wypady, bo na co dzień wiadomo tego się nie ma.
A czy Wy chodzicie, czy lubicie chodzić do restauracji?
Fajnie, że uczysz się zachowań w różnych sytuacjach. To bardzo przydatne np. w dużych, ekskluzywnych restauracjach. Ja zazwyczaj wybieram mniej eleganckie knajpki, gdyż czuję się przytłoczona tym przepychem panującym w lepszych, o wyższym standardzie, miejscach.
OdpowiedzUsuńNo, dokładnie tak. Nie wiadomo nie raz jak się zachować, jak zacząć jeść dany posiłek. A przecież idziemy tam dla przyjemności a nie po to, by się stresować.
UsuńJa przeważnie mam problem z odgadnięciem, który kieliszek do którego wina pasuje i ze sztućcami także ciężko mi się odnaleźć.
UsuńJa jeśli już, to do baru mlecznego, rzadko do restauracji (chyba, że wyjeżdżam z pracy, ale i tam jemy na miejscu, w bufecie). Wolę sama gotować, tym bardziej, że dania za 20 zł wychodzą mi za 10 :)
OdpowiedzUsuńNo im bardziej luksusowa restauracja, tym bardziej cena też nie mała. Ale czasem, od święta można sobie pozwolić co nie?
UsuńDo restauracji czasami chodzimy na wyjazdach zagranicznych. Częściej jestem w stołówce akademickiej, albo barze mlecznym
OdpowiedzUsuńNie jdam w bardzo ekskluzywnych miejscach, ale restauracje lubię i jadam dość często z przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie ten Twój nowy blog :).
No nie stać nas abyśmy często jadali w restauracjach ale, czasem z przyjemnością można tam pójść :-)
Usuń